Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Więcej szczegółów znajdziesz w naszej Polityce prywatności.
Od 1 kwietnia obowiązuje rozporządzenie zakazujące zadawania prac domowych w klasach I–III szkoły podstawowej - z wyjątkiem ćwiczeń usprawniających motorykę małą, te będą obowiązkowe, a nauczyciel będzie mógł wystawić ocenę. Prace domowe w klasach IV-VIII będą dopuszczalne, ale nie będzie można ich oceniać (za: prawo.pl)
Od kilku tygodni, raz z większym, raz z mniejszym natężeniem, trwa w mediach różnego rodzaju dyskusja o tym, czy praca domowa jest uczniom potrzebna czy nie.
Czy to dobrze, że jej w szkołach podstawowych zakazano czy niedobrze?
Czy uważa pani, że dzieci powinny uczyć się również w domu?
Jak, pana zdaniem, dzieci uwolnione z obowiązku odrabiania prac domowych będą teraz spędzać swój wolny czas? Na pewno przed ekranami różnego rozmiaru i rozdzielczości.
Za moich czasów po szkole dzieciaki biegały po podwórku!
Dzieci i tak muszą nauczyć się do sprawdzianu, powtórzyć słówka z angielskiego, przeczytać lekturę…
Nie powinno się….
To błąd…..
Uważam, że to bardzo dobrze….
Rozporządzenie weszło w życie.
Uff, jak to dobrze, że ja nie muszę się w to wszystko mieszać, jak to dobrze, że w Sparku nie ma prac domowych. No właśnie: czy to aby na pewno dobrze?
Myślę sobie, że przeceniamy (my, ogół, tak generalizując, mając na myśli wszystkich i nikogo konkretnego) rolę szkoły w procesie uczenia się. Przez dziesiątki lat istnienia systemu oświaty skleiły nam się te dwa elementy (szkoła i uczenie się) tak bardzo, że wydaje nam się, że jeśli szkoła się z czegoś wycofuje, to człowiek przestaje się tego uczyć. Jeśli szkoła nie zaplanuje czytania, dziecko nie będzie uczyć się czytać. Jeśli szkoła nie przerobi rachunków, człowiek nie będzie potrafił niczego ani do siebie dodać, ani niczego przez siebie pomnożyć. Jeśli szkoła nie narzuci jakiejś pracy domowej, człowiek po powrocie ze szkoły do domu będzie robił NIC i w związku z tym tyle samo się nauczy.
Uważam, że to nieprawda. I nie uważam tego ot tak, bo mam takie życzenie - wiem to, ponieważ już spory kawał swojego życia pracuję z dziećmi i nazbierałam tonę obserwacji, sto kilogramów rozmów, milion sztuk ćwiczeń, zadań i projektów z dziećmi. Duże to doświadczenie i - co ciekawe - im większe, tym lżej się człowiekowi robi. Sporo się przez te lata nauczyłam - organizowałam, zmieniałam, wyciągałam wnioski i sprawdzałam. Nie chce mi wyjść inaczej - szkoła i jej plan na człowieka nie są elementem niezbędnym, by nastąpił w człowieku proces uczenia się.
Jasne, bycie w szkole, wśród innych ludzi, wspólne z nimi poznawanie świata i nabywanie nowych umiejętności sporo upraszcza, skraca czasami (a czasami nie) drogę, jaką trzeba przejść w swoim rozwoju od punktu A do punktu B. Nie zgodzę się jednak z tym (i biorę pełną odpowiedzialność za swoje słowa), że aby człowiek uczył się poza murami szkoły musi mieć od nauczyciela coś zadane. Nie, nie musi. I nadal będzie się uczył. A że będzie to wyglądało i przebiegało inaczej, niż zakłada szkolny plan - no cóż, to już problem szkolnego planu… ;)
W Sparku, od samego początku istnienia tej szkoły, uczniowie nie mają zadawanych prac domowych. Będąc w szkole uczą się właściwie cały czas. Ponieważ pracuję z dziećmi w grupach 1-3 i mogę mówić tylko za siebie, powiem z pełną mocą, że dzieci te swój czas w szkole wykorzystują w 100%. Owa pełnia wygląda oczywiście inaczej u każdego dziecka - proszę nie wymagać od grupy 12 różnych dzieci, że będą wychodziły ze szkoły z identycznymi stuprocentami. Z innymi procentami weszli, z innymi wyjdą, by z innymi jeszcze powrócić tu następnego dnia. Na tym właśnie polega uczenie się. 🙂
W ciągu dnia w grupach 1-3 dzieje się naprawdę dużo. Pisałam o tym już w wielu miejscach przy różnych okazjach i powtarzam to znowu, bo czasami mam wrażenie, że my - dorośli (tak wiem - znowu to “my”) nie doceniamy pracy, jaką dzieci wykonują w ciągu dni swojego młodego jeszcze życia. Przychodzą do szkoły w okolicach godziny 8.00 (czasami ta okolica jest bliska, czasami dalsza, czasami w lewo, czasami w prawo), wychodzą stąd w okolicach już bardzo różnych - uśrednijmy, że w okolicach godziny 15.00. Średnio 7 godzin dziennie! Na pełnych obrotach! Słuchają, piszą, czytają, próbują zrozumieć, szukają informacji, przeliczają, mylą się, poprawiają swoje błędy, rozwiązują problemy, konflikty, wymyślają, planują, dogadują się z innymi, powtarzają, malują, rysują, grają, śpiewają, tańczą, ćwiczą, wymieniają się myślami (i kartami Pokemon), stukają litera po literze pełne zdania na klawiaturze, pytają, dowiadują się, zapamiętują, prezentują… Uff, zrobiło mi się gorąco. Przez jakąś część tego dnia jestem tam z nimi i widzę to wszystko na własne oczy. Choćby dzisiaj.
Ponieważ we wtorek postanowiliśmy razem, że chcemy nieco zazielenić nasze parapety, trzeba było wybrać się na zakupy do sklepu ogrodniczego. Poszliśmy więc dzisiaj od rana, żeby kupić doniczki, ziemię, nasiona… No nikt tego za nas nie zrobi, prawda? Potem, po przyniesieniu zdobyczy wspólnymi siłami do szkoły, zrobiliśmy sobie przerwę na drugie śniadanie i na odpoczynek. Potem, już do obiadu, dzieci pracowały nad swoimi sekretnymi projektami przygotowywanymi na konferencję dla rodziców “Eko projekt”. Pozwólcie, że streszczę. Jedna osoba kleiła bryły (wcześniej nauczyła się, z jakich siatek takie bryły się tworzy, że muszą być “skrzydełka”, że wysokość ścian i kąty proste mają znaczenie). Inne osoby, po bezowocnych poszukiwaniach w internecie, jak bateria słoneczna gromadzi energię, poszły poszukać nauczyciela fizyki, żeby im to wyjaśnił (umówili się na poniedziałek). Jeszcze inne osoby pracowały nad plakatem, nękane przeze mnie, że plakat musi być czytelny, coś przekazywać, mieć jakąś myśl przewodnią (żeby nie było za łatwo). Jeszcze inna osoba tworzyła schematyczny rysunek, podpisując (najpierw czytając z tekstu źródłowego) elementy składowe baterii. I tak dalej. Po obiedzie wszyscy udali się na dwie godziny zajęć, gdzie jedni malowali, inni ćwiczyli język angielski, inni się gimnastykowali, jeździli na rolkach albo grali w unihokeja.
Praca domowa? Proszę, nie rozśmieszaj mnie szkoło polska swoją pracą domową! Spójrz, ile dzieci robią w ciągu swojego szkolnego dnia! A potem? Potem uczą się tego, co je pasjonuje, co je ciekawi, pociąga, wybierają to, co sprawia im przyjemność, dzięki czemu mogą odpocząć, porozmawiać z kimś, pobawić się. I cały czas się uczą! Jeśli grają w jakąś grę, to może ćwiczą swój refleks, swoją spostrzegawczość, prawdopodobnie szlifują swój język angielski. Jeśli coś czytają, no to wiadomo - ćwiczą czytanie. Jeśli bawią się na dworze, to nie tylko poruszają się na świeżym powietrzu, co sprzyja zdrowiu, ale zapewne też ćwiczą swoje umiejętności społeczne. Może robią jakieś małe zakupy (liczenie), może budują coś z klocków (planowanie przestrzenne, liczenie), może leżą na sofie z zamkniętymi oczami (umiejętność słuchania swoich potrzeb, odpoczywania…). Nie wiem, co robią dzieci po powrocie ze szkoły do domu, ale z całą pewnością nie jest prawdą, że niczego się nie uczą.
W Sparku nie ma prac domowych, nigdy nie było. I co? I nic, każdy dzień ja co dzień - uczymy się! :)
Kłaniam się nisko
RR